Pierwsze puzzle wynikły niejako z ciekawości. Kolega z pracy fajnie opowiadał o swojej układance , do tego stopnia że postanowiłam kupić dla nas też.
To było stado, o którym pisałam we wcześniejszym poście.
Krótko po tym okazało się iż u mojego męża w pracy również są pasjonaci tego typu spędzania wolnego czasu. No u się zaczęło.
Na początku 1000 elementów. Myślę sobie:sporo. Ale wilki też tyle miały, damy radę.
I co się okazało? Że poszło łatwiej niż sądziłam. Zbiegiem okoliczności dopadło mnie paskudne przeziębienie i mnóstwo czasu, jako że pani doktor usadziła mnie z antybiotykiem w domu.
I machina ruszyła.
Jak usiadłam, i zaczęłam to poszłoooo.
Pierwszego dnia nie było zbyt łatwo, ale....
Smacznie, zdrowo, kolorowo nie tylko na talerzu ale i w nas samych. Jak nie zgubić się w swoim własnym towarzystwie , znaleźć chwilę i powiedzieć sobie stop.
Szukaj na tym blogu
poniedziałek, 10 listopada 2014
Poskładane....
Później było już łatwiej. Czekając na mojego głodomora, zaczęlam układankę.
I tak element po elemencie zaczął się wyłaniać obraz, miejsce dostojne, spokojne, i eleganckie.
Tak mnie to wciągnęło że uczyniłam to w ciągu jednego dnia.
Polecam każdemu kto chce odpocząć id elektroniki, telewizji i wszystkiego co wprowadza nas w zły nastrój.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz