Szukaj na tym blogu

czwartek, 3 lipca 2014

Wewnętrzny głos i nie zawsze słuszne wybory.

Zdarza się często że wchodzimy do sklepu i widzimy coś co chętnie byśmy spróbowały. Zazwyczaj są to rzeczy po które byśmy nigdy nie sięgnęły gdyby nie wewnetrzny głos który namolnie namawia nas do tego. I nie mówię tu o kolejnej parze butów, które większość kobiet kolekcjonuje czy nastepnej w szafie bluzeczce czy sukience.
Chodzi mi o produkty które choć na chwilę poprawiają nam nastrój a które możemy mieć od ręki.
Często są to produkty sezonowe jak np. przepyszne truskawki, słodkie winogrona czy rumiane jabłka. Samo zdrowie!
Jednak zdarzają się tez takie które kuszą i wołają do nas ze sklepowego regału. Chodź , weź mnie skosztuj , będzie tobie lepiej; -)
No i co my , biedne człowieki mamy zrobić? Kupujemy , konsumujemy i..?
Mamy potem wyrzuty sumienia bo kalorie , bo cukier , bo tłuszczyk. I w bioderka idzie. Ale w sumie co z tego? Czy nie należy nam się coś od życia? Mamy skupiać się tylko na tym co zdrowe? Zaszalejmy sobie czasami , pozwólmy naszemu wewnętrznemu głosowi poprowadzić nas tą lekko niezdrową drogą. Oczywiście nie namawiam nikogo do impulsywnego kupowania i obżerania się. Ale jeśli zdarzy nam się kulinarny grzeszek? Sądze że zostanie nam to wybaczone , tam gdzie trafimy kiedyś.
Najlepiej tam gdzie jest świetna impreza , dobre trunki i zajefajne jedzenie.
Bo powiem wam jedną ważną rzecz. Nie możemy się za wszelką cenę katuszować bo nic dobrego z tego nie będzie.
Jaki pożytek będzie z nas miała rodzina i przyjaciele jeśli będziemy sobie wszystkiego odmawiać. Bo piwko to nie - bo kalorie. Bo domowy deser to też nie - bo idzie w boczki. Bo na lody nie wyskoczymy - bo nie robią z sałaty:-P
Grzeszmy kulinarnie a nie udawajmy przed samymi sobą że się tak pilnujemy. Oczywiście z rozsądkiem, bo tego nie może nam zabraknąć w żadnej strefie życia.
Ja już dawno pogodziłam się z tym że figury modelki to mieć nie będę. Mój mąż też lubi się przytulić do kobiety a nie do wieszaka. Ale też nie chcę dopuścić do tego że jak pójdę na plażę to wezwą tych od Greenpeace. No wiecie, że wieloryba wyrzuciło na brzeg.
Dbam o to co jem, dieta nie jest dla mnie katorgą ale sposobem codziennego funkcjonowania. I zdarza mi się grzeszyć, zwłaszcza jak mam gorszy dzień i potrzebuję czegoś na poprawę nastroju.
Nie walczcie z tym. Nie ma sensu. I tak mamy dość na głowie żeby się tym martwić.
Podejdźmy do tematu z umiarem i konsekwentnie dążmy do tego żeby zmieniać codzienne przyzwyczajenia.
Nie wyeliminujemy tego wewnętrznego głosu który podpowiada nam. Nie zawsze słusznie, ale jakże smacznie:-)
Życzę wam samych dobrych chwil i przyjaźni z tym co w nas siedzi; -)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz